Opóźnienia w budowie II linii metra i obwodnicy miasta, kuriozalne plany remontów ulic i torowisk pogłębiające paraliż komunikacyjny oraz skandale: z dofinansowaniem stadionu Legii oraz przeprowadzaniem wątpliwych konkursów na stanowiska w ratuszu - to tylko największe klapy kadencji Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jednak prezydent stolicy potrafi podnosić wszelkie podatki lokalne - od opłat za wodę po czynsze komunalne.
W grudniu 2008 roku minął półmetek kadencji wiceprzewodniczącej PO w stołecznym ratuszu. Robiąc bilans tych dwóch lat, można stwierdzić, że pani prezydent nie rozwiązała podstawowych bolączek miasta, a wręcz dołożyła nowych problemów. Hanna Gronkiewicz-Waltz koncentrowała się na podwyżkach cen usług komunalnych oraz podatków, promocji własnej osoby oraz organizowaniu za publiczne pieniądze drogich imprez.
Jak utknąć to tylko w Warszawie
W świadomości prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz w mieście „nie ma większych korków”. Z kataklizmem komunikacyjnym zmagają się jednak codziennie mieszkańcy, a rozwiązania stosowane przez urzędników z ratusza tylko stan rzeczy pogarszają. Warszawiaków sparaliżowała informacja o planowanym rozpoczęciu w połowie marca remontu długiego odcinka trasy W-Z. Jak sama nazwa wskazuje to połączenie wschód-zachód, jeden z głównych szlaków komunikacyjnych miasta. Roboty mają się zacząć jeszcze w marcu i potrwać co najmniej do połowy października. Można jednak założyć, że podobnie jak w przypadku innych większych remontów termin oddania trasy się przesunie. Drogowcy twierdzą, że muszą wymienić szyny oraz wyremontować fragment wiaduktu. Trasa zostanie praktycznie wyłączona z ruchu, poruszać się po niej będą mogły, ale tylko wahadłowo, autobusy. Tramwajarze mają wyremontować szyny wzdłuż całej trasy W-Z, czyli z Woli na Pragę - przez ulicę Wolską i aleję Solidarności. W związku z tym zamykane będą kolejne główne skrzyżowania miasta. Trudno polemizować z ekspertami, ale otwarte pozostaje pytanie: czy akurat stan funkcjonujących w końcu torowisk jest aż tak fatalny, że stanowi najpilniejszą potrzebę miasta?
„Takich utrudnień nie mieliśmy w stolicy od dobrych kilku lat” - przyznaje nawet Leszek Ruta, dyrektor stołecznego Zarządu Transportu Miejskiego. Zwłaszcza że na remont trasy W-Z nakładają się inne. Lada moment urzędnicy stołecznego ratusza zamkną na dwa lata wiadukt przy Dworcu Gdańskim, odcinając mieszkańcom północnej części miasta jedną z głównych dróg łączących z centrum. Z kolei warszawiacy z Ochoty, Ursusa, Bemowa i Służewca już drżą na myśl o kapitalnym remoncie ulicy Marynarskiej. Zwłaszcza że z ruchu mają zostać wyłączone tory tramwajowe, a przejezdny będzie tylko jeden pas. W najbliższym półroczu szykuje się komunikacyjny horror. Argumenty prezydent Gronkiewicz-Waltz, że remonty są nieodzowne i wkrótce ułatwią mieszkańcom życie, nie przekonują, bo przyjęto złą filozofię.
„Budowa dróg obwodowych to bez porównania lepszy pomysł niż poszerzanie wjazdów do Śródmieścia. Pochłonięci syndromem BBB, czyli buduj, buduj, buduj, decydenci powinni też sobie przypomnieć o inwestycji najbardziej efektywnej, czyli systemie zarządzania ruchem. Priorytetem miasta powinien być transport publiczny - i to niekoniecznie superdrogie metro, ale też tramwaje” - oceniał już kilka miesięcy temu plany remontowe ratusza prof. Wojciech Suchorzewski z Politechniki Warszawskiej.
Obwodnicy jak nie było, tak nie ma
Stolica wciąż czeka na obwodnicę. Pisanie o tym przypomina już powtarzanie formuły mantry. W martwym punkcie utknęła budowa południowej jej części - przez Wilanów i Wawer. Sąd Administracyjny uchylił z kolei jedno z uzgodnień poprzedzających wytyczenie nowej wylotówki w stronę Gdańska: przez Chomiczówkę i obrzeża Łomianek. Protesty zatrzymały przygotowania do budowy trasy ekspresowej Salomea-Wolica, czyli nowej trasy wylotowej na Kraków i Katowice, która ominie Raszyn i Janki. Zamiast więc wyprowadzać ruch pojazdów poza miasto, drogowcy Hanny Gronkiewicz-Waltz pchają wszystkich do Śródmieścia. Nie rozwiązuje się też tzw. wąskich gardeł, czyli problemów z dojazdem do centrum z dzielnic-sypialni. Przykładem może być paraliż na ulicy Ryżowej i Kleszczowej, które stanowią główną drogę wylotową z Ursusa. Półkilometrowy odcinek pełen autobusów MZA pokonuje się nawet pół godziny. Tu brak od lat jakiejkolwiek decyzji władz miasta, a wokół deweloperzy zbudowali tysiące nowych mieszkań.
Za to nie brak kuriozalnych decyzji. Niedawno drogowcy zainstalowali sygnalizatory dla skrętu w lewo w obrębie skrzyżowań z ruchem okrężnym, co w godzinach szczytu całkowicie wstrzymuje ruch. Chodzi o sygnalizatory dla samochodów skręcających w lewo. Do niedawna, wraz ze światłem zielonym dla aut jadących na wprost, mogły one swobodnie wjeżdżać na rondo i ustawiać się już po skręcie - w pozycji do zjazdu. Urzędnicy pani Gronkiewicz-Waltz postanowili utrudnić sprawę i poustawiali dodatkowe sygnalizatory w obrębie skrzyżowań, które totalnie tamują ruch. Z taką sytuacją warszawiacy mają do czynienia szczególnie w samym centrum, np. na pl. Zawiszy, na rondzie przy Dworcu Centralnym (skrzyżowanie Al. Jerozolimskich z Chałubińskiego) oraz na rondzie Dmowskiego (skrzyżowanie Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich). Skręcając tam w godzinach szczytu w lewo można utknąć nawet na kilkadziesiąt minut.
Drogowcy zadowoleni z siebie
Przy Dworcu Centralnym nowe sygnalizatory stoją w kolizji z torami tramwajowymi, jednak stołeczni drogowcy nie dostrzegają problemu. Powołują się na rozporządzenie ministra infrastruktury z lipca 2003 roku „w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach”.
„Nie stwierdzono, aby nowe sygnalizatory funkcjonowały w kolizji z ruchem tramwajowym na rondach” - utrzymuje inżynier ruchu m.st. Warszawy Janusz Galas. „Podstawową przyczyną powstających utrudnień w ruchu na rondzie przy Dworcu Centralnym jest brak przestrzegania przez kierowców nadawanych dla nich sygnałów, jak i zbędne zatrzymania przy przejeździe przez torowisko przy nadawanym sygnale zielonym na sygnalizatorze”.
Tego typu opinie może formułować tylko osoba, która nie porusza się samodzielnie samochodem po stolicy, ale nie inżynier ruchu m.st. Warszawy. Także obwinianie kierowców za chaos w godzinach szczytu na rondzie przy Dw. Centralnym jest nieuprawnione. Przed umieszczeniem feralnych sygnalizatorów nie dochodziło tam do tamowania ruchu w tym stopniu, co obecnie.
Wczytanie się w cytowane rozporządzenie pozwala stwierdzić, że nowe sygnalizatory zostały zamontowane niezgodnie z jego wytycznymi. W załączniku, który określa „Zasady lokalizacji sygnalizatorów”, w części „Wymagania ogólne” można przeczytać:
„Sygnalizatory należy lokalizować w taki sposób, aby uczestnicy ruchu mogli zatrzymać się w bezpiecznej odległości przed punktami kolizji z innymi strumieniami. Uczestnicy ruchu oczekujący na sygnał zezwalający na ruch nie mogą utrudniać przemieszczania się innych strumieni, dla których nadawany jest sygnał zezwalający na ruch”.
Tych ogólnych wymogów nie spełniają nowe sygnalizatory. Powodują one kolizje z wszelkimi możliwymi strumieniami ruchu. Stołeczni drogowcy nie mają sobie jednak nic do zarzucenia.
„Nie przewiduje się usunięcia tych sygnalizatorów, bo są one zgodne ze wspomnianym rozporządzeniem i zostały umieszczone w sposób prawidłowy” - upiera się Janusz Galas. „Poprawiły bezpieczeństwo ruchu w stosunku do pierwotnego rozwiązania. Sprawa konsekwencji nie leży w gestii mojej oceny” - zastrzega.
Konkursy „skrajane” pod swoich
Jedną z największych kompromitacji tej kadencji jest sprawa budowy II linii metra. W swoim programie Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiadała energiczne działania w tym zakresie w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Skończyło się na unieważnieniu przetargu na budowę centralnego odcinka II linii i teraz bierze się pod uwagę jedynie finansowanie ze środków publicznych. A tymi prezydent miasta potrafi szastać. Lekką ręką wyłożyła blisko 500 mln zł w ramach dotacji na modernizację stadionu Legii, z której skorzysta właściciel klubu - koncern ITI. W tym samym czasie z pieniędzy rządowych będzie budowany nowy Stadion Narodowy, na którym z powodzeniem mogłyby grać mecze ligowe oba główne stołeczne kluby - Legia i Polonia. Łatwo jednak wydaje się nie swoje pieniądze, dlatego za ulotki opiewające rzekome sukcesy półmetka kadencji, adresowane, jak celnie zauważył Igor Zalewski we „Wprost” „do siebie”, warszawiacy zapłacili 100 tys. zł. Ale to kropelka w porównaniu z morzem 33,5 mln zł, jakie miasto wyda w tym roku na promocję. To o 8 mln zł więcej niż w 2008 roku. Lekką ręką pani prezydent rzuciła też 3,8 mln zł na zorganizowanie ostatniej imprezy sylwestrowej na pl. Konstytucji. Dla porównania: analogiczna zabawa we Wrocławiu kosztowała aż 2,3 mln zł mniej.
Gorzej, że niektórzy koledzy Hanny Gronkiewicz-Waltz z PO nie potrafią nawet zawalczyć o należne miastu pieniądze. Głośnym echem odbiła się sprawa burmistrza Tomasza Menciny, który odpuścił Mostostalowi-Export 74 mln zł odszkodowania za opóźnienia w budowie hali widowiskowo-sportowej. Ratusz przeprowadził w tej sprawie własną kontrolę, jednak wyciągnięcia konsekwencji wobec burmistrza nie bierze się pod uwagę.
Do tego dochodzą wyniki inspekcji przeprowadzonej przez Najwyższą Izbę Kontroli. Potwierdziła ona, że w urzędzie kierowanym przez Hannę Gronkiewicz-Waltz kryteria kwalifikacyjne przy niektórych postępowaniach konkursowych „skrajano” pod konkretne osoby. Przykład: od kandydatów na stanowisko w Gabinecie Prezydenta urząd wymagał wykształcenia wyższego o kierunku nauki polityczne i dobrej znajomości angielskiego, a jako kryterium pożądane - dobrej znajomości francuskiego i doświadczenia w pracy w administracji publicznej. Tak się akurat złożyło, że p.o. zastępcy dyrektora Gabinetu Prezydenta posiadał dyplom magistra nauk politycznych, certyfikat z języka angielskiego, znał francuski i miał doświadczenie rzecznika prasowego w urzędzie.
„Wyniki kontroli wykazały, że w skontrolowanych jednostkach obsadzano stanowiska urzędnicze bez przeprowadzania naboru lub z naruszeniem zasady otwartości i konkurencyjności naboru” - napisali inspektorzy NIK w podsumowaniu.
Prezydent Gronkiewicz-Waltz nie ogarnia należycie problemów takiej metropolii jak Warszawa, o czym świadczą jej kolejne porażki. Potrafi jednak podnosić wszelkie możliwe podatki lokalne - od opłat za wodę po czynsze komunalne. Świadomy swych ograniczeń polityk dobiera sobie jednak przynajmniej odpowiednich fachowców jako doradców. Hanna Gronkiewicz-Waltz nawet z tym ma kłopot.
Krzysztof Świątek