W rozmowie w TVN Warszawa, radny PiS Marek Makuch zarzucił burmistrzowi Ursynowa, że ten uchyla się od odpowiedzialności, za swoje błędy. Makuch podkreślał, że z winy urzędników, Ursynów stracił ponad 70 mln złotych. Rzeczniczka Ursynowa Barbara Mąkosa-Stępkowska, broniła burmistrza, zapewniając, że władze dzielnicy nie popełniły błędów i nie ma mowy o opieszałości.
Warszawscy radni PiS-u domagają się odwołania burmistrza Ursynowa. To reakcja na ujawnione przez media nieprawidłowości związane z opóźnieniami przy budowie hali przy Pileckiego. Dzielnica Ursynów mogła zarobić blisko 74 mln złotych. Tak się jednak nie stanie, ponieważ zarząd dzielnicy zapomniał upomnieć się o odszkodowanie od wykonawcy hali przy Pileckiego, której budowa opóźniła się aż o dwa lata.
Burmistrz unika odpowiedzialności?
Podczas rozmowy w TVN Warszawa Marek Makuch z PIS zarzucił burmistrzowi Tomaszowi Mencinie (PO), że ten unika odpowiedzialności i zasłania się w tej sprawie panią rzecznik. „Unika wypowiedzi w tak bulwersującej sprawie! Powinien mieć trochę odwagi” - skomentował zachowanie burmistrza Makuch.
„Burmistrz nie unika mediów. Spotkał się przecież z dziennikarzem Gazety Wyborczej, po którego artykule zrobiła się afera, zostaje w kontakcie z dziennikarzami” - tłumaczyła rzeczniczka. „Burmistrz wysłał też wyjaśnienia do pani prezydent” - dodała.
„Należy pamiętać, że urzędnicy muszą być odpowiedzialni za swoje działania. Ich obowiązkiem jest to, żeby pilnować spraw dzielnicy, a nie tracić pieniądze” - oburzał się radny PiS. „Niekompetencja burmistrza spowodowała, że miasto straciło ponad 70 mln złotych” - powtarzał.
W odpowiedzi rzeczniczka uznała, że mówienie o milionach, które stracił Ursynów, to mącenie ludziom w głowach.
Przedawniona sprawa
Jak pisaliśmy, z dwuletnim opóźnieniem, w marcu 2007 r., zostały oddane do użytku dwie hale sportowe na Ursynowie. Wykonawca, Mostostal-Export, miał zapłacić dzielnicy blisko 74 mln zł kary za spóźnienie. W sierpniu 2008 r., gdy dzielnica przypomniała sobie o pieniądzach, było już za późno. Sąd uznał, że to sprawa gospodarcza, która po roku od zawieszenia uległa przedawnieniu.