Zbigniew i Sylwia Bereżańscy wpłacili przed wyborami pięć tysięcy złotych na kampanię wyborczą Kazimierza Ujazdowskiego. Teraz domagają się od niego zwrotu tych pieniędzy. „Wsparliśmy go, by w parlamencie bronił ideałów PiS, a on po przegranych wyborach uciekł z partii” - tłumaczy pan Zbigniew.
Zbigniew Bereżański w podwrocławskich Łanach prowadzi dobrze prosperującą firmę. We wrześniu zeszłego roku wraz z żoną Sylwią pojawili się we wrocławskim biurze PiS, by swoimi pieniędzmi wesprzeć tę partię przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Na wyborcze konto - ale z dopiskiem, że pieniądze przeznaczone są dla Kazimierza Ujazdowskiego - przelali pięć tysięcy złotych. Ale Ujazdowski niedługo po wyborach z partii wystąpił. A państwo Bereżyńscy poczuli się oszukani.
Przez kilka pierwszych miesięcy 2008 roku przebywali za granicą. Jednak kiedy wrócili do kraju, postanowili odzyskać swoje pieniądze.
„To była wpłata nie na pana Ujazdowskiego, ale na PiS i przeznaczona dla kogoś, kto będzie realizował program tej partii” - tłumaczy Zbigniew Bereżański.
Wtóruje mu żona Sylwia: „Zachowanie pana Ujazdowskiego jest niedopuszczalne. Partia z wpłat od darczyńców takich jak my łożyła pieniądze na jego kampanię, dzięki niej dostał się do Sejmu, a potem uciekł, za nic mając swoich wyborców. Gdyby miał trochę honoru, powinien złożyć mandat”.
Tego jednak Ujazdowski robić nie zamierza. Nie ma zamiaru również zwracać Bereżańskim pieniędzy, bo - jak twierdzi - nic nie jest im winien.
„Oni dokonali wpłaty na konto wyborcze PiS i to PiS był dysponentem tych pieniędzy. Ja tego pana nigdy nawet nie widziałem na oczy, nie zawierałem z nim też żadnej umowy ani nie korzystałem z jego pieniędzy”.
Takie tłumaczenia Bereżańskich nie przekonują. „Jeśli pan poseł nie zwróci tych pieniędzy w ciągu miesiąca, dwóch, może się spodziewać pozwu do sądu” - deklaruje pani Sylwia. „Nam nie chodzi o te pięć tysięcy złotych, ale o zasady. Te pieniądze miały być przeznaczone na szczytny cel, czyli realizację programu PiS. Jeśli je odzyskamy, to właśnie na taki cel zostaną przekazane”.
„Gazeta”: „Czyli znów zasilą konto PiS?”
Bereżańska: „Nie, może przekażemy je na jakąś akcję charytatywną. Bo widzi pan, nam one nie są potrzebne. Ale coś z tymi posłami, którzy zmieniają barwy polityczne, trzeba zrobić”.
„Tych posłów” Zbigniew Bereżański precyzyjnie wylicza w liście, który wraz z żądaniem zwrotu pieniędzy przesłał do biura poselskiego Kazimierza Ujazdowskiego: „Swoim postępowaniem, mam nadzieję, skazał się Pan na niebyt polityczny tak jak wielu innych, np. Zawisza, Marcinkiewicz, Piłka, Jurek, wcześniej niejaki Wójcik (...) Niektórzy wymienieni to ciamajdy życiowe, do końca życia winni pisać blogi, być na utrzymaniu mamusi albo pracować dla pożytku społecznego w organizacjach charytatywnych”.
Procesu Ujazdowski się nie boi. „Nawet chciałbym, żeby do niego doszło, bo po mojej stronie jest racja nie tylko prawna, ale moralna” - twierdzi.
I jak przyznaje prof. Lena Kolarska-Bobińska, prezes Instytutu Spraw Publicznych, tak właśnie jest: „Polski system wyborczy nie gwarantuje wyborcom, że poseł nie zmieni barw politycznych, nie wiąże posła z partią, z której listy wszedł do Sejmu. Jednak państwo Bereżańscy nie powinni się czuć zawiedzeni. Głosując na pierwszego na liście Ujazdowskiego, oddali głos również na PiS. Podobnie rzecz ma się z pieniędzmi, które zasiliły przecież konto partii i z pewnością zostały wykorzystane na kampanię wszystkich jej kandydatów”.
Jacek Harłukowicz