Piąty dzień trwa głodówka protestacyjna 20 kobiet, którym odcięto wodę i prąd w mieszkaniach zajętych przez nie bezprawnie. W sobotę odwiedził je prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski i choć zapowiedział, że na czas rozwiązania konfliktu media zostaną włączone, to miasto nie zrezygnuje z odebrania im mieszkań. W niedzielę ze zdenerwowania zasłabła jedna z kobiet. Po badaniach wróciła do protestujących.
Magistrat sięgnął po tak drastyczne kroki, bo w Wałbrzychu na dziko zajęto aż 364 mieszkań, a cierpliwie w kolejce na przydział mieszkania socjalnego czeka prawie 400 rodzin. Media odcięto w środę i wtedy zaczął się protest. Kobiety prowadzą głodówkę w siedzibie Rady Wspólnoty Samorządowej przy ul. Andersa. Przyjął je radny Ryszard Nowak: „To ich dzielnica, mają prawo się zwrócić o pomoc. Rada miejska powinna przyjąć uchwałę, która będzie korzystna dla tych rodzin”.
Radny rozłożył im w swoim biurze materace i śpiwory.
Większość głodujących kobiet to matki kilkorga dzieci. Klaudia Góra (czwórka dzieci). Trzy lata temu z konkubentem zajęli na dziko pokój z kuchnią. Wcześniej tułali się po rodzinie: „Moja matka i teściowa nadużywają, tam życia nie mieliśmy. Zajmujemy 10 metrów, bez ciepłej wody, bez łazienki, a i tak chcą nas stąd wykurzyć”.
Partner Klaudii ma stałą pracę w WPO, ona pracuje dorywczo. Dostają też zasiłki z pomocy społecznej. Twierdzą, że nie mają szans na lokal socjalny, choć się o niego starali..
Podobnie jak innym rodzinom, sąd nakazał Klaudii i jej partnerowi opuścić nielegalnie zajęte mieszkanie.
Monika Kubis (dwoje dzieci, trzecie w drodze) włamała się z mężem do opuszczonego lokalu cztery lata temu. Jej siostra Joanna też mieszka ze swoją rodziną nielegalnie. Obie straciły prawo do mieszkania rodziców (ojciec dostał je jako górnik). „Zrobiliśmy remont w tym naszym lokalu, bo tu był tylko grzyb i wilgoć. Zgłosiliśmy w administracji, że tu jesteśmy. Po jakimś czasie dostaliśmy wyrok eksmisyjny, ale sąd nakazał miastu wskazać lokal socjalny. I nic” - opowiada Monika.
W tragicznej sytuacji jest też młode małżeństwo z dwójką dzieci. Sebastian i Monika próbowali wynajmować mieszkania na wolnym rynku. Oboje pracują w wałbrzyskiej strefie ekonomicznej. Kiedy jednak Monika, poszła na urlop wychowawczy, zabrakło pieniędzy. Starali się o lokal socjalny albo mieszkanie do remontu.
Sebastian: „W obu przypadkach odmowa, bo mamy za mało punktów. Sami znaleźliśmy pokój z aneksem, który stał pusty od lat. Ile ja włożyłem w jego remont. Tu jest cały nasz dobytek: meble, piecyk”.
W sobotę prezydent Piotr Kruczkowski obiecał, że miasto podłączy protestującym wodę i prąd, ale tylko na czas negocjacji. Zgodził się też na indywidualne rozmowy z kobietami. Ale twardo zapowiedział, że rodziny będą eksmitowane: „Zgodnie z prawem w tych lokalach w ogóle nie powinno być mediów. Nie zmienimy naszej polityki i sukcesywnie będziemy odbierać bezprawnie zajęte lokale gminne. Już udało się ich trochę odzyskać. Sytuację każdej z pań chętnie zbadam i postaramy się znaleźć jakieś rozwiązanie, ale nie hurtem dla wszystkich”.
Prezydent zaproponował też rodzinom, żeby się przeniosły do schroniska Fundacji Tarkowskich. Kobiety oburzyła ta propozycja: „Nie pójdziemy do żadnego przytułku! Chcemy, żeby nam przywrócili media i dali mieszkania socjalne”.
Rzeczniczka prezydenta Ewa Frąckowiak: „Dopóki panie będą zajmować nielegalnie nasze lokale, nie mogą starać się o mieszkania socjalne. Takie są przepisy”.
I mimo, że niektóre z nich płacą tzw. karny czynsz za zajęcie lokalu (od 100 do 200 zł miesięcznie - przyp. red), będą musiały je opuścić.
Kobietami zainteresowali się inni mieszkańcy Wałbrzycha. Regina Dębicka, która zaopatruje stołówki szkolne, przywiozła ciepłe posiłki mężom i dzieciom protestujących: - Odruch serca. Trzeba tym ludziom pomóc.
Agnieszka Czajkowska